Forum O wilkach Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

W stylu KL ? ;>

To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Forum O wilkach Strona Główna -> Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Ontaria
Dorosły


Dołączył: 18 Kwi 2012
Posty: 647
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samica

PostWysłany: Wto 17:02, 15 Maj 2012 Temat postu: W stylu KL ? ;>

A takie coś zaczynam pisać, mam pewną koncepcję... Ale tytułu brak Jak znajdę, zedytuję posta. Póki co uraczę was dość krótkim i tak, nieco na szybko pisanym, prologiem.



Gorące promienie afrykańskiego słońca z wolna pieściły umęczone lico zgrabnej lwicy, a poranny, delikatny powiew wiatru muskał czule jej ciało, tarmosząc nieznacznie jej aksamitnie miękkim, siwym futrem. Oto bowiem do życia budził się kolejny dzień, przynoszący nowe nadzieje i napełniający zniechęcone dusze kolejnymi dozami wiary. Ciemne powieki samicy uniosły się powoli, jakby całkiem się nie spiesząc. Fioletowe tęczówki niespiesznie omiotły otoczenie. Nie, młoda kocica nie miała żadnego pojęcia, gdzie się właśnie znajduje. Ociężale uniosła się do siadu, odruchowo przeczesując przednią łapą swoją kruczoczarną, gęstą grzywkę. Tak, pewnie niejeden samiec mógłby jej pozazdrościć – dobrze o tym wiedziała. Zapewne właśnie dlatego tak bardzo o skarb ten dbała. Opuszkami palców pomasowała obolałe skronie. Czuła, jak przez napięte mięśnie łap przemyka przeszywający ból. W sposób nieco jakby ospały rozejrzała się wokół, dokładnie analizując każdy szczegół tego miejsca – przy okazji usiłowała powiązać z nimi jakieś wspomnienia wydarzeń z dnia poprzedniego. Wszystko powoli układało się w logiczną całość. Wszystko powoli nabierało znanych kształtów. Dźwięki, zapachy, widoki… wszystko poczęło stawać się całkiem znane, choć jeszcze przed momentem Camille czuła się tu tak całkiem obco. Pyszczek lwicy skrzywił się niemiłosiernie, kiedy oto dostrzegła, w jak nagannym stanie jest jej futro – zakurzone, potargane, przybrudzone, gdzieniegdzie umazane dość świeżą krwią. Pokręciła z dezaprobatą łbem, przelotnym spojrzeniem lustrując otoczenie, niejako w poszukiwaniu wody czy czegoś podobnego pokroju, aby przywrócić się do stanu względnej użyteczności. Kulejąc na prawą, przednią łapę ruszyła z wolna w stronę namierzonego, niewielkiego zbiornika wodnego. Ciężko określić, jak powstał – możliwe, iż to zwyczajny dół, w którym nazbierało się nieco wody po opadach. Pochyliła łepetynę w stronę kałuży, biorąc kilka łapczywych łyków płynu. Jej różowy język niczym małe wahadełko napędzane jakimś silniczkiem pobierał kolejne porcje deszczówki, w błyskawicznym tempie wysyłając je ku spragnionemu gardłu kocicy.

Kiedy wreszcie udało jej się zaspokoić w choć minimalnym stopniu pragnienie, uniosła oczy ku niebu. Bezchmurne, piękne niebo nie zwiastowało niczego, co nazwać by można było negatywnym czy nieprzyjemnym – już nie o sam deszcz chodzi, lecz o coś znacznie głębszego. Odetchnęła głęboko, choć sprawiło jej to niemało bólu. Obite żebra. Skuliła się odruchowo, czując silny ból w boku. Zastrzygła prawym uchem, kiedy do małżowiny jej o przyjemnym, siwym odcieniu dotarł cichy szelest, a oczy mimowolnie powędrowały w stronę potencjalnego źródła dźwięku. Do nozdrzy uderzyła znana woń. Woń, która nie wróżyła niczego dobrego. Strzępki wspomnień, splecione już w sieć spójnych myśli, kołatały się niczym szaolne, obijając bezmyślnie o krańce czaszki. Nie trzeba było długo, by zgrabnym susem wysokie na ponad pół metra, suche trawy obrastające skrzętnie sawannę opuścił czarny, znany Camille z najśmielszych koszmarów osobnik. Chłód jej liliowego wejrzenia podążał za lwem, kiedy ten dumnie obchodził młodą samicę dookoła. Wyprostowała się, pomimo silnych fal cierpienia, szarpiących bezdusznie jej zgrabne, całkiem niewielkie ciało. Ciemna sylwetka o wściekłych tęczówkach w odcieniu szkarłatu, tego najstraszliwszego, kojarzącego się jedynie z horrorami i przywodzącym na myśl same pesymistyczne i okrutne myśli uśmiechała się cynicznie, krokiem pewnym przemierzając kolejne metry. Samicy skojarzył się on mimochodem z jakąś maszyną czy terminatorem – kupa napiętych mięśni, do tego stopnia naprężonych, iż zdawało się, jakby stosunkowo cienka warstwa skóry w każdej chwili mogła pęknąć na skutek zbyt wielkiego nacisku ze strony muskuł tejże istoty. Camille jakby na moment zapominając o wszelkich instynktach, wyraźnie i głośno nakłaniających do ucieczki, z niemałym wysiłkiem napięła ciało, odsłaniając dziąsła rozdzielone ostrymi kłami. Sierść na karku stanęła dęba, a grzebień ten w niewielkim czasie przemknął wzdłuż kręgosłupa, zatrzymując się niemalże na czubku ogona. Ściągnęła brwi, jakby rozpaczliwie usiłując nadać swej wykrzywionej od bólu facjacie gniewnego wyrazu.
- Oto znów się spotykamy, Camille …


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ikiru
Dojrzewający


Dołączył: 25 Sty 2012
Posty: 439
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samiec

PostWysłany: Wto 17:19, 15 Maj 2012 Temat postu:

Hyn, ciekawe, ciekawe.
No, całkiem ładnie napisane opowiadanie, nie jest zbyt krótkie, interesujące - Ogółem mówiąc jest dobrze. :'D
Jedyne co rzuciło mi się w oczy i przeszkadzało - to fragment "Opuszkami palców pomasowała obolałe skronie." - Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, by lew tak zrobił. x3

Jeżeli miałabym wstawiać ocenę, to będzie to 8/10, ponieważ po takim kawałku tekstu nie mogę zbyt wiele wywnioskować z opowiadania.


Więcej poproszę. :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ontaria
Dorosły


Dołączył: 18 Kwi 2012
Posty: 647
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samica

PostWysłany: Wto 17:32, 15 Maj 2012 Temat postu:

A wilki, które np. piją gin umiesz sobie wyobrazić? :D
To coś na podobnej zasadzie, nie personifikuję w sposób całkowity postaci, ale pewne ludzkie przymioty im "podczepiam" ; ))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maksymilian
Shrek


Dołączył: 19 Kwi 2012
Posty: 320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samiec

PostWysłany: Wto 17:37, 15 Maj 2012 Temat postu:

Nie też nie, ale w opowiadaniach bardziej zwracam na to uwagę. x3 Nie wiem, po prostu jak o tym myślałam, to troszkę śmiesznie by to wyglądało. c:

A, żeby to off nie był:
Rzeknę Ci ja, jak już wcześniej mówiłam, że opowiadanie ciekawe, a szczególnie mi się opisy podobają. c:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ontaria
Dorosły


Dołączył: 18 Kwi 2012
Posty: 647
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samica

PostWysłany: Wto 17:41, 15 Maj 2012 Temat postu:

ROZDZIAŁ I

Tak, teraz już młoda lwica nie miała żadnych wątpliwości co do tożsamości ów osobnika. Wszakże tak obślizgły, ponury ton głosu słyszała tylko jeden raz w ciągu swego może i niezbyt długiego, lecz zapewne obfitego w niejedną przygodę i nową znajomość żywota. Ze ściśniętego bólem gardła Camille wydobył się jedynie ciche warknięcie, coś pomiędzy „ostrzegam” a „wynoś się”. Całe cierpienie powoli jakby uchodziło z jej ciała, ustępując miejsca gniewowi i złości, choć skutki tychże emocji były całkiem podobne: zatracenie zdolności logicznego myślenia i irracjonalne pomysły. Czarne włosy opadły już dawno na jej czoło, jednakże samica zdawało się, że dopiero w tej chwili dostrzegła zaistniały fakt, zarzuciła bowiem głową tak, iż grzywka z powrotem powędrowała na bok jej czaszki, opadając ciemną, miękką zasłoną po prawej stronie głowy.

Oto czerwonooki lew zatrzymał się naprzeciwko facjaty Camille, wymownie i wyzywająco wlepiając te swe przebrzydłe tęczówki w ślepia samicy. Ta dzielnie wytrzymała to spojrzenie, aczkolwiek najchętniej już dawno skoczyłaby typowi do gardła. Coś jednak trzymało ją twardo przy ziemi, jakby wgniatając jej łapy w suchą, popękaną glebę. To paskudne uczucie, gdy istotę o zdrowych zmysłach dopada ta niemoc, nie pozwalająca na realizację zamierzeń, co więcej – skutecznie likwidująca wszelkie, najmniejsze nawet szanse, na osiągnięcie ustalonych celów – nawet, jeśli ustala się je w popłochu, na bieżąco, niewiele się zastanawiając nad sensem czy skutecznością działań.
- Dlaczego nie zechcesz mi nic powiedzieć? Wczoraj taka skora do milczenia nie byłaś, kochana. – mruknął oschle, jakby poza jakimkolwiek intelektem Matka Natura pozbawiła go także jakiegokolwiek przebłysku emocji. Pomimo jednak tonu wypowiedzi, nie wiadomo jakim cudem, młoda samica wyraźnie odczuwała szyderstwo, wydostające się z czarnego każdym możliwym ujściem – nie wiadomo, czy przez uszy, pępek, usta czy może inny otwór ciała, pewnym jednak było, iż fale kpiny zalewały całą okolicę, szczególnie ujmując w swe odmęty niepozorną postać siwej kocicy.
- Lepiej zamilknij, Ukatili – wycedziła ona przez zaciśnięte zęby, nadal podtrzymując prowokujące spojrzenie ciemnej kupy mięśni, gotowych w każdym momencie ruszyć na nią, nie pozostawiając po lwicy nic, prócz kępek futra, które zapewne zwiedziłyby niemały obszar, niesione ciepłym powiewem afrykańskich pasatów. Przez krótką chwilę jedynie wiatr i towarzyszące mu źdźbła traw wykazywały jakikolwiek ruch, nie licząc – rzecz jasna – klatek piersiowych obecnej tu pary kotowatych. Względną ciszę, przeplataną szelestem flory charakterystycznej dla biomu, przerwał wredny rechot, dobywający się z wnętrza samca.
- Za to Cię właśnie uwielbiałem, Camille. Jesteś taką uroczą, kiedy się złościsz! – rzucił złośliwie, zbliżając niemalże pod sam nos siwej, a wysoko zadarty łeb wymownie głosił, jakiż był z siebie dumnym. Po tym wszystkim, co osiągnął, niejedna istota nigdy nie wyściubiła by nosa ze swego legowiska, wstydząc za własne czyny. Jednak nie on. Dla niego każda kolejna ofiara, która zakończyła żywota pod należącymi doń pazurami i kłami, była czymś w rodzaju trofeum, niemałym wyczynem, niczym wielki sum złowiony przez szczęśliwego wędkarza. Satysfakcja przepełniała tego niegodziwca, ledwie mieszcząc się w jego jakże sporym cielsku. Tak, nawet gdyby nie unosił głowy i tak spojrzeć mógłby bez żadnego problemu na sporo niższą i drobniejszą istotę, która teraz jedynie uważnie obserwowała każdy centymetr ciała tego typa, wyczekując najgorszego. W zasadzie… chciała chyba mieć to z głowy, oczekiwanie na własną śmierć nie jest niczym przyjemnym. Jednak nie cofnęła się, nie próbowała uciekać, nie próbowała nawet prosić o litość. Podobno miała u samca specjalne względy, jednak nie przeszło jej nawet przez myśl, aby z nich w jakikolwiek sposób korzystać. Jeżeli ginąć – to z godnością.
- Szkoda, że aż tak bardzo wdałaś się w swoją matkę. – skwitował, wzruszając barkami. Głos wymodelował (o ironio, ktoś tak bezmyślny potrafi jednak planować?) na przepełniony żalem i niemałym smutkiem, choć jego krwiste ślepia wyraźnie zaśmiewały się do rozpuku. W Camille coś drgnęło, coś pękło… Matka. Zagryzła wargę, na krótki ułamek sekundy tracąc czujność i spuszczając smętnie łepetynę. Kiedy na powrót zamierzała spojrzeć na samca, poczuła silne uderzenie w policzek. Była na tyle osłabiona, iż niczym dziwnym nie było, że idąc niejako za ciosem upadła na bok, ciskając niewielkim ciałem o nieporośnięty niczym skrawek twardej gleby, a kłęby kurzu uniosły się na sporą wysokość. Zanim zdążyła zareagować, przednie, jakże przecie ciężkie łapy samca przygniotły ją do gleby a jego śmierdzący oddech nękał smolistoczarne nozdrza lwicy, gdy łeb oprawcy zniżył się niebezpiecznie w stronę pyska ofiary.
- Chyba zapomniałaś już, jak kończą nieposłuszne pokraki, kochanie – wysapał wprost do ucha Camille, uśmiechając niezwykle jadowicie. Lwica nie miała już siły, poza tym… co mogłaby zdziałać? Już nie chodzi o sam fakt, iż typ miał nad nią przewagę ładnym kilku kilogramów, była na tyle sprawną, iż raz już umknęła przed jego gniewem, jednak – jak widać – było to pozbawione najmniejszego sensu, jakby liczyła, iż ten jej nie odnajdzie… Liliowa jej tęczówka jedynie powędrowała na tęczówki czarnego, a pysk rozwarł się niezbyt szeroko, dając ujścia pełnym nienawiści słowom:
- Lepiej być nieposłuszną pokraką niż gburowatym imbecylem. Ponadto kochaniem mogę być jedynie w Twych najwspanialszych snach, kretynie. – Camille nie miała już nic do stracenia. Doskonale zdawała sobie sprawę, w jak niesprzyjającej sytuacji się znalazła. Kły widocznie rozbawionego samca kłapnęły nieprzyjemnie blisko ucho młodej lwicy, wyraźnie podsycając w Ukatilim poczucie satysfakcji i uwielbienia względem własnej osoby. Tak, niemałą przyjemność sprawiało mu znęcanie się nad nic niewinnymi istotami, a kiedy te jeszcze tak miło współpracowały – żyć nie umierać! Mógłby teraz rozszarpać ją na małe kawałeczki, jednakże obcowanie z nią sprawiało mu zbyt wiele frajdy, niemożliwej do bliższego określenia czy szczegółowego opisania. Cieszył się, widząc to wymalowane na jej siwej mordce zawzięcie, jej nienawiść i jad przyprawiały go o gęsią skórkę – bynajmniej nie chodziło tu o strach! Wywrócił malowniczo oczyma, cmokając przy tym z dezaprobatą. Lewe łapsko okrutnika spoczęło na gardzieli lwicy, mocno ją ugniatając, na skutek czego przepływ powietrza do płuc był podwójnie utrudniony.
- Zdaje się, że ktoś tutaj zapomniał, z kim rozmawia. – warknął, całkiem beznamiętnie, chociaż baczny obserwator, gdyby tylko włożył nieco wysiłku w proces przyglądania się ciemnemu typowi, dostrzegłby, jak oto męskie ego solidnie ucierpiało, czego jednak czarny starał się nie okazywać.

Rezolutna samica odpowiedziałaby, zapewne. Jednakże na skutek zbyt małej ilości życiodajnego tlenu lwica straciła przytomność, wgniatana coraz mocniej i coraz głębiej w popękaną ziemię, a wyglądała niewinnie i uroczo, niczym małe kocię, które oto po sytym posiłku udało się na drzemkę, nie zaś jak umęczona, dorosła lwica, przepełniona złością, cierpieniem i nienawiścią, które oto przeplatając się, łącząc i krzyżując tworzyły całkiem nowy obraz znanej dotychczas Camille, która przecie zawsze była uosobieniem dobra, życzliwości i radości.

Nagle nacisk zarówno na klatkę piersiową jak i gardło zniknął, a ona łapczywie porwała ogromne ilości powietrza, transportując olbrzymią dawkę mieszaniny gazów do płuc, ulokowanych pod popękanymi kościami. Jej powieki nadal trwały sklejone, a oddech był jakby niespokojny, nerwowy i z pewnością z regularnością miał niewiele wspólnego – o ile cokolwiek. Gdyby odzyskała świadomość, poczułaby, jak oto pewien kremowy lew niesie ją na swym grzbiecie, niejako w eskorcie jeszcze dwóch innych kompanów. Jednak nie mogła o tym wiedzieć, nieprzytomna, ledwo żywa, umęczona. Zdawało się, jakby na moment rozchyliła jedną powiekę i przemierzyła jasną tęczówką sylwetki tychże istot, jednak po cichym westchnięciu oko na powrót zamknęło się a oddech z wolna, całkiem nieporadnie, powracał do normy, przestając w sposób jakby łakomy porywać kolejne końskie dawki tlenu. Przyjemne kołysanie utuliło ją do snu, który zapewne stał się balsamem dla jej obolałego ciała i skrzywdzonej duszy. W głowie całkowita pustka, zapewne kiedy tylko się przebudzi wdzięczna będzie, iż żaden koszmar nie skaził tych kilku chwil względnego spokoju. Z dala od myśli – nie cierpiała.

EDIT: poza tym napisałam, że w typie KL. A z tego co wiem, jest podobna scena masowania skroni przez bodajże Skazę. niemniej jednak dawno 'Króla LWa' nie widziałam, to mogę się teraz mylić ;3


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ontaria dnia Wto 18:01, 15 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Forum O wilkach Strona Główna -> Twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin