Forum O wilkach Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Niecienka teczka Sergey'a

To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Forum O wilkach Strona Główna -> Karty Postaci / Wataha Ognia / Karty Zaakceptowane [WO]
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Sergey
Dorosły


Dołączył: 15 Lut 2014
Posty: 322
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samiec

PostWysłany: Nie 9:34, 16 Lut 2014 Temat postu: Niecienka teczka Sergey'a

I M I Ę:
Ma do niego takie prawo, że aż nie ma żadnego. Tak na prawdę, to nazywa się 0001. Jednak na pewnym posterunku granicznym w środku lodowego pustkowia nadano mu miano Sergey. Wilkopodobny posługuje się nim do dzisiaj, bo kogoś mu ono przypomina.

R A S A:
To na prawdę trudno stwierdzić. Jest krzyżówką genetyczną tylu gatunków, że głowa mała. Jednak jego twórcy upodobnili go do wilka, uznając tę formę za najbardziej przydatną.

W I E K:
W wieku dwóch miesięcy był już dorosły. Teraz ma około pięciu lat i wygląda tak samo, jak wtedy. Nie starzeje się, a przynajmniej nie widocznie. W wieku dziesięciu lat nadal będzie silnym czteryipółlatkiem, zdolnym do walki.

R A N G A:
A gdzie ty go widzisz? Sergey chętnie odda się w twoje łapki i zrealizuje narzucony przez ciebie cel, jeśli tylko wykażesz się śladową chociażby charyzmą. A właściwie... Nie, niczym się wykazywać nie musisz. On i tak będzie ci wiernie służyć. Zaś czekając na dowódcę nosi rangę Dorosły.

H I S T O R I A:
Kobieta podniosła głowę znad komputera. Kolejna przepracowana noc... Była już tak blisko, ale cel wciąż jej się wymykał niczym mokre mydło. Czego brakowało? Co pominęła? Czemu u diabła to nie działa?! Wedle wszelkich prawideł powinno się przecież udać.
Ale się nie udawało.
Komórki nie chciały reagować.
Od jak dawna tu siedzi? Kiedy ostatnio coś jadła? Te pytania wydawały jej się teraz trudniejsze od wykonywanych badań. Mimo to zadała sobie trud, by choć spróbować na nie odpowiedzieć. Zdaje się, że jadła coś rano... A może nie?
Nie pamiętała.
Z trudem dźwignęła się od biurka, wolnym krokiem idąc w stronę lodówki. Zajrzała.
Pusto. Znowu. Pół słoika zjełczałego majonezu, stary ser, lekko nadpleśniały pomidor... A przysięgłaby, że jeszcze wczoraj wypełniła lodówkę. Wczoraj, czyli ósmego lipca.
Kontrolne zerknięcie na datę wyświetlającą się na zegarku.
Wczoraj okazało się barsziel odległe w czasie, niż sądziła. Odległe aż o dwa tygodnie i trzy dni.
Zamknęła więc lodówkę, uroczyście postanawiając iść jutro na zakupy. Pytanie brzmi: kiedy będzie jutro?
Zrezygnowana wróciła do komputera, zaś ciszę na powrót przepełniło stukanie kalwiszy.

*** DWIE GODZINY PÓŹNIEJ***
Aua...
Spanie na klawiaturze było bardzo złym pomysłem.
Jej zaspany wzrok zatrzymał się na ekranie komputera. Na początku wydawała się nie dostrzegać zielonego napisu. Symulacja przebiegła pomyślnie...
Spojrzała jeszcze raz, tym razem przytomniej. Symulacja przebiegła pomyślnie...?
Udało się? Czy lata pracy zostały zakończone przypadkowym naciśnięciem klawiszy podczas snu? Nie potrafiła w to uwierzyć. A jednak. Napis tkwił tam, będąc zielony. Komputer nie może się przecież mylić.
Zabrała się do notowania. Szybko, niemal nieczytelnie zabazgrała kilka kartek, zapisując składowe eksperymentu. Udało się!
Spokojnie... Komórki się połączyły. Ale to przecież nie koniec! Nie wiadomo jeszcze, czy udało się wytworzyć wymagane cechy.
Kilka stuknięć w klawisze poddały wynik pierwszej próbie. Toksyny wydawały się nic nie robić komórkom.
Tak samo wyglądała sprawa z wirusami, bakteriami...
Miały zdolność szybkiej regeneracji.
A więc jednak. Udało się!

***MIESIĄC PÓŹNIEJ***
Krytycznym spojrzeniem zmierzyła zawartość pojemnika. Stworzenie wewnątrz rosło szybciej, niż przewidywała. Ruszało się, wybrzuszając otaczającą je błonę. Jak tak dalej pójdzie, będzie gotowe do wydobycia w przyszłym tygodniu. Wtedy, jak trochę podrośnie, zaczną się kolejne testy. Potem zostanie przystosowane do służby. Sprawdzimy, jak się sprawuje. Jeśli będzie sprawowało się dobrze, trzeba będzie stworzyć kolejne.
Wychodząc pogasiła światła i zamknęła pancerne drzwi na sztywno.
Po tym, jak jej się powiodło jej warunki pracy znacznie się poprawiły. Osiem godzin w laboratorium, z dobrym wyposażeniem i działającym porządnie komputerem czyniły cuda. Nie wyglądała już jak cień uzależniony od kawy - znów normalnie funkcjonowała. Wiedziała, że w nowym, większym mieszkaniu zastanie gotowy obiad do odgrzania i dzisiejszą gazetę. Żyć nie umierać... Byleby się tylko udało.
###
Ciemność. Znowu. Zapadała często, chyba od zawsze, dokładnie o tej samej porze. Nie lubił ciemności, ale jednocześnie go fascynowała. Było w niej coś... Dobrego. Ciemność była spokojna i cicha. Nie wypełniały jej miarowe szumy i postukiwania, nie słychać było głosów.
Ale jednocześnie nieco przerażała. W ciemności trzeba zachowywać bezruch, uważać. Ciemność kryła nieprzyjaciół marzących o zatopieniu kłów w jego niewielkim ciałku. Nie widział ich, nie mogł się wic im przeciwstawić. Czuł jednocześnie obecność i nieobecność innych stworzeń. Chcał, by stukanie i głos wróciły, przywróciły światło, zostały.

***TYDZIEŃ PÓŹNIEJ***
Coś się działo. Czuł to. To było coś innego. To się nigdy jeszcze nie działo. Nagle mały, bezpieczny świat wypełniony dźwiękami i światłem zachwiał sie w posadach. Potem światła było więcej. Przenikało przez powieki, drażniąc nienawykłe do tego oczy.
Nie było możliwości złapania oddechu.
Uświadomił sobie nagle, że... Nie, właściwie to nie była kwestia świadomości. Bez jej udziału wykaszlał płyn wypełniający płuca i wciągnął do nich powietrze. Głos, słyszany tyle razy wcześniej odezwal się znowu. Choć nie potrafił odróżnić słów, brzmiała w nim aprobata dla jego czynów.
Nagle coś go dotknęło. To było całkiem nowe, niespodziewane uczucie.
Nie skomlił jednak. Wiedział, że musi zachować absolutną ciszę. Bo tak właśnie trzeba. To właśnie podpowiadał mu instynkt. Chyba, że...
Haloo? Z instynktem było chyba coś nie tak. Jednocześnie krzyczał, by uciekać, nawoływał do czołgania się w stronę światła i machania ogonem i nakazywał bezruch.
Został unieruchomiony, zanim zdążył się na coś zdecydować. Czyjeś ręce złapały go i zawinęły w szorstką, ciepłą materię. Poczuł, że pyszczek wypełnia mu coś smacznego. Był bezpieczny.

***DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ***
Rósł w szybkim tempie, a w każdym razie tak mu się wydawało. Widział już całkiem dobrze. Biegał, gryzł i bawił się. Poznawał rządzące światem Prawa.
Nie wolno gryźć ludzi, którzy mają czerwone opaski na nogach.
Nie wolno halasować.
Nie wolno oszczędzać ludzi bez opasek, trzeba gryźć i drapać, póki żyją.
Nie wolno szczekać, skomlić, machać ogonem i okazywać słabości.
Nie wolno zdejmować, odgryzać i zdrapywać obroży.
Należy wykonywać wszystkie polecenia bez wahania i zastanawiania się.
To bardzo proste zasady. Zachowuje się dobrze - nie boli. Zachowuje się źle? Obroża natychmiast wypełnia całe jego ciało bólem. Pilot do obroży ma każdy człowiek z opaską. Każdy może zadać mu ból i zrobi to, jeśli tylko złamie zasadę. Niewielkie, mikroskopijne wręcz odstępstwo równało się karze.
To było dobre. Było sprawiedliwe. Znał swoje miejsce. Urodził się, by służyć ludziom. Urodził się, by być karany za nieposłuszeństwa. Urodził się, by zabijać tych, którzy nie mają opasek.
Ale tego dnia coś wisiało w powietrzu. Czuł to. Ludzie z opaskami byli dziwnie podekscytowani, poruszali się chaotycznie po laboratorium. Zapomnieli go nakarmić. Od razu, bez przygotowań wysłali na trening.
Nie miał prawa narzekać.
Wysunął pazury, po czym wbiegł po ścianie, docierając do tunelu. Schował pazury.
Pazury musiały być schowane. To też było Prawo. Gdy pazury są wysunięte na przeszkodach innych, niż ściany i ludzie bez opasek, pojawia się kara. Jest słuszna. Pazury niszczą wszystko. Są ostre, długie i twarde. Bez trudu przebijają blachę, a co dopiero szklany tunel.
Nie wolno zwalniać.
Wypadł z tunelu do niewielkiego korytarza. Labirynt.
Przebudowywano go za każdym razem, ustawiając nowe przeszkody. Wiedział jednak, gdzie iść. Była w tym swojego rodzaju logika, której nie rozumieli ludzie. On też jej nie rozumiał, stosował tylko. Nie potrafił wytłuamczyć.
Wypadł z labiryntu, po czym zatrzymał się na czerwonym prostokącie. Naprężył wszystkie mięśnie, uniósł głowę i wyprostował ogon. Jego tętno szybko wróciło do stanu normalnego.
Pojawił się jakiś człowiek. Nie miał opaski.
Zwierzę powstrzymało chęć rozejrzenia się. To była sytuacja niespotykana. Nigdy jeszcze nie przysłali człowieka w takim momencie. Teraz musiał stać nieruchomo, nie wolno mu było poruszyć łapą, co dopiero mówić o walce.
Stał więc.
Człowiek wyjął metalowy nóż.
A on stał.
Człowiek przeciągnął nożem po boku zwierzęcia, otwierając długą, wąską ranę.
Stać. Nie ruszać się. Przestrzegać Prawa.
Rana z wolna przestała krwawić i zasklepiła się.
Człowiek odszedł.
A on stał.
Przyszedł inny człowiek. Ten jednak miał opaskę. Obejrzał dokładnie zarastającą już ranę.
- Otzyv
Z ulgą rozluźnił mięśnie. Odwrócił głowę, przyglądając się ranie. Jakiej ranie? Jedynie czerowne ślady krwi ukazywały jeszcze jej dawne miejsce.
- Priyekhat' - usłyszał.
Posłusznie ruszył za człowiekiem. Zaprowadzony został do kolejnego pomieszczenia. Stało tam wielu ludzi, jednak wszyscy byli przyjaciółmi. Nawet ten, który przed chwilą go zranił. Miał przecież opaskę.
Jeden z ludzi podszedł do niego.
- Vnimaniye!
Posłuszny rozkazowi wrócil do niewygodnej, sztywnej pozycji. W tym czasie człowiek go oglądał, podziwiał. Odsłonił jego zęby, przyglądając im się uważnie. Zajrzał do uszu, oczu... Na koniec poklepał prawą przednią łapę.
Zwierzę uniosło ją.
Człowiek uważnie przyjrzał się poduszkom, a następnie stuknął lekko w podeszwę łapy. Odpowiedzią na niewerbalną komendę było wysunięcie długich na cal pazurów.
Człowiek puścił łapę.
- Otzyv...
Łapa wróciła na swoje miejsce, mięśnie zostały poluzowane. Zwierzę usiadło.
Teraz nastąpiła długa i niezrozumiała rozmowa ludzi. Bardzo długa. Potem przypięcie smyczy, wyprowadzenie. Wsadzenie do samochodu, wywiezienie.
Dopiero na miejscu go nakarmili. Dotarł tam w nocy, jednak nie mógł nie zauważyć, że miejsce to stoi na kompletnym pustkowiu. Śnieg, karłowate drzewka... I płot. Wysoki, zwieńczony drutem kolczastym. Przy płocie niewielki budynek.
Wprowadzono go tam. Wewnątrz również byli ludzie. Również mieli opaski - poinformowano ich o tej konieczności już wcześniej. Było ich dwóch. Na widok nowo przybyłych odłożyli karty. Czuć było od nich alkohol.
Rozpoczęły się długie rozmowy, w efekcie których ludzie odjechali. Praiwe wszyscy. Zostali tylko ci dwaj. Jeden z nich, wysoki mężczyzna o źle wygolonej twarzy podszedł do zwierzęcia.
- Eto pokhozhe na volka ... Dobro pozhalovat' tovarishch. Pokhozhe, chto vy provodite mnogo vremeni zdes'. Imya, kotoroye vy Sergey. - rzekł, głaszcząc szary łeb.
Sergey spojrzał na człowieka z sympatią. Podobał mu się.
Skąd wzięła się nagła chęć, by zamruczeć? Zdusił ją w sobie natychmiast. Nie był kotem. Nie był nawet psem. Czym był? Rozważania były karalne. Ale mężczyzna powiedział, że wilkiem. Tego więc się trzymajmy - ludzie zawsze mają rację.
Drugi z mężczyzn podniósł glowę znad kart.
- Chto yego zovut? Eto prosto besslovesnoye zhivotnoye, i otnosit'sya k nim po-chelovecheski. - oświadczył.
Tego człowieka Sergey nie lubił. Było w nim coś... niepokojącego.

***DWA LATA PÓŹNIEJ***
Obudził się. Nie pamiętał, co go wtedy obudziło. Czy było to poczucie zagrożenia, koszmar, czy zimno. A może wszystko na raz? Odzyskanie jasności umysłu nie zajmuje mu wiele. Już teraz czuje, że coś jest nie tak. Rozgląda się, zaś brak jednego z towarzyszy potwierdza te przypuszczenia. Teraz już wie, co go obudziło - cisza. Brakujący towarzysz chrapał, zaś brak tego dźwięku alarmuje.
Sergey czeka... Może człowiek zaraz wróci?
Ale nie wraca, mijają minuty, zaś w krąg panuje nieprzenikniona cisza. Trzeba go poszukać.
Wychyla łeb z uchylonych drzwi. Nagle, bez ostrzeżenia z ciemności wylatują kule, świstając nad łbem wilkopodobnego. Natychmiast cofnął łeb, zawracając po śpiącego towarzysza. Budzi go, delikatnie szturcha nosem, ponagla. Na zewnątrz świszczą kule, ludzie krzyczą. Jedna z szyb rozpada się z hukiem, kule wbijają się w ścianę. Człowiek budzi się szybko. Jest silny, zahartowały go panujące na Sybirze warunki. Od razu, bez kawy i śniadania, bez zastanowienia wstaje. Schyla się, by uniknąć pocisków. Nic nie mówi, jego kroki są niemal niesłyszalne. Bierze broń.
- Sergey priyekhat'. - nakazuje.
Wilkopodobny kiwa łbem, idą. Wypadają z drzwi budynku. Sergey nurkuje w zwartej masie nieprzyjaciół, gryzie, drapie, rozszarpuje. Nikt z przeciwników nie ma opaski. Wszyscy muszą zginąć.
Śnieg zmienia się w czerwoną breję, gromada nieprzyjaciół topnieje z wolna. Pociski rozszarpują jego skórę i mięśnie, a następnie wypadają, gdy wszystko się zrasta. On to ignoruje, zabija dalej, bez przerwy.
Widzi jednego z towarzyszy. To ten chudy, o twarzy przypominającej pyszczek szczura. Ten, co go nie było. Również niesie karabin, brakuje zaś jego opaski. Człowiek ginie. To zasłużona śmierć - zdradził przecie. Inaczej by strzelał do złych, nie zaś do Sergey'a.
Wilk nigdy go nie lubił.
Walka zbliżała się ku końcowi, gdy zauważył swojego przyjaciela otoczonego przez pięciu mężczyzn. Pamięta to tak, jakby wydarzyło się wczoraj. On wszystko tak pamięta.
Czy mógłby nazwać tego człowieka przyjacielem? Był po prostu dobrym dowódcą, sprawiedliwym, nawet na swój dziwny i szorstki sposób ciepłym dla wilkopodobnego. Nadał mu imię, uważał za coś więcej, niźli narzędzie. Raczej za zwierzę, niż za przedmiot. A to już coś. To bardzo dużo wręcz. Zwierzę to coś żywego, coś, co można lubić. A taki stół to po prostu sobie jest i tyle. Nie żywi się do niego żadnych uczuć, choćby najmniejszych. No, chyba, że się na niego wpadnie.
W każdym razie stał tam. Towarzysz Iwan. Dwóch go trzymało, pozostali zaś obserwowali. Celowali do niego z karabinów. Piąty, najwyraźniej ktoś na kształt dowódcy tej grupy, zerwał opaskę towarzysza. Następnie ludzie rozstąpili się, jakby robili wilkopodobnemu miejsce.
Iwan spojrzał na swojego podopiecznego, wilka, z którym dzielił dach przez dwa lata z przerażeniem odmalowanym w rozszerzających się źrenicach. Wie, co oznacza brak opaski. Wie to również człowiek, który mu ją zabrał. Pozostali najwyraźniej nie, są kompletnie nieświadomi zagrożenia. Śmieją się.
Towarzysz kręci głową, patrzy błagalnie na zbliżającego się wilka.
- Sergey...?
To na nic. Wszystko to, co ich łączyło, choć nie było tego wiele, wydaje się teraz iść w niepamięć. Długie, czerwone od krwi zabitych pazury zanurzają się w piersi Iwana, bezlitosne, beznamiętne. Takie są rozkazy. Takie są prawa. Prawa mówią, że musiał zginąć. Nawet, jeśli poddało to je w drobne zwątpienie.
Oczywiście nie kończy się to na zabiciu tego jednego. W momencie, gdy ginie jeden z tych, którzy trzymali, śmiech zamiera na ustach ludzi. Wyciągają karabiny. Są straszliwie powolni. Zanim śmignie pierwszy strzał, giną dwaj kolejni. Seria ze szturmowego orze bok wilkopodobnego, po czym urywa się, gdy ginie właściciel broni. Regenerujące się ciało wypycha kule, które spadają na czerwone błoto u łap samca. Ginie też czwarty, rozszarpany na strzępy straszliwymi kłami i szponami. Został jeden. Ostatni. Ten, który trzyma opaskę. Nie wydaje się przerażony losem towarzyszy - przewidział to z pewnością. On śmieje się wciąż, macha czerwonym strzępkiem przed nosem wilka. Wie o prawach. Wie, że nie może zginąć. Wyciąga rękę, chce złapać za obrożę i zabrać Sergey'a z pobojowiska.
Jednak w tym momencie coś się dzieje. Sam 001 nie do końca to rozumie. Coś wydaje się pękać, uwalniając niespodziewane i nieznane dotąd uczucie. Przed oczami staje mu nagle twarz Iwan'a tuż przed śmiercią, przerażona, przeczuwająca swój koniec.
W jego gardzieli odzywa się straszliwy warkot. Człowiek z opaską nieco się zawahał, można rzec nawet, że się przestraszył. Jednak wierzył w to, co powiedzieli mu informatorzy. Az do ostatniej chwili.
Sergey rzuca mu się do gardła, przegryzając je na wylot. Praktycznie je wyrwał.
A jednak. Sprzeciwienie się nakazowi. Oczywiście przyjdzie czas na konsekwencje.
Nad pobojowiskiem rozlega się długie, żałobne wycie. Requiem dla przyjaciela, który zginął z powodu zasad.
Wilk wraca na moment do budynku. Musi coś załatwić.
Znajduje pilota. Katuje się do momentu, aż straci przytomność.
Budzi się. Zabiera pilota, odchodzi.
Katuje się co noc. Zasłużył na to. Opuścił posterunek, zabił człowieka z opaską, wziął pilota. Pilota nie wolno mu pzecież dotykać. Już za sam fakt jego posiadania należy mu się kara.

***TRZY LATA PÓŹNIEJ***
Wreszcie gdzieś dociera. Przez ten czas, przez lata wędrówki usiłuje zrzucić stare odruchy warunkowe. Teraz nie zabija już każdego. Teraz powstrzymuje się przed tym. A potem wymierza sobie karę. Jest wobec siebie bardziej okrutny, niż byli ludzie. Oni karali go tylko do momentu, aż zacznie się słuchać. On kara się bezlitośnie, do utraty przytomności. Długo jej nie traci. Jest silny i wytrzymały, może dłużej znosić tortury.
Teraz stoi na granicy. Wyczuwa wonie innych wilków. Zastanawia się, czy uda mu się nawiązać z nimi jakiekolwiek kontakty. Jednocześnie pragnie akceptacji i tego, by go wygnali, pokazując jeszcze dobitniej, że wśród normalnych stworzeń nie ma już dla niego miejsca.
Zastanawia się. Zostanie więc ukarany. Ale nie teraz. Teraz musi iść. Tam może czekać go nowe życie... albo śmierć.
Idzie.

C H A R A K T E R:
Sergey jest...? Dobre pytanie. Właściwie, to odpowiedź jest bardzo prosta: masochistą. Coś jeszcze, coby nadać odpowiednią długość? Uczy się wciąż panowania nad sobą. Stara się nie zabijać. Ponosi za to karę. Pragnie akceptacji, a jednocześnie się jej boi. Chce znaleźć swoje miejsce na świecie, ale obawia się, że jak je już znajdzie, przemieni je w dymiąc zgliszcza. Czerwony kolor nadal ma dla niego duże znaczenie. Jeśli masz coś czerwonego, to uzna cię za przyjaciela już na starcie, jeszcze zanim zdążysz się odezwać. Dlatego zdecydował się na dołączenie do Ognia - czerwień jest symbolem tegoż żywiołu.
Ma w sobie wiele z psa - jest wierny i oddany. Mimo, że główne instynkty tej rasy wyłączono, wciąż coś zostało. Podobnie jest z kotami - tajemniczy, skryty... Coś tam mu się trafiło.
Jednak w głównej mierze jest wilkiem - osobnikiem potrzebującym stada, uczucia przynależności...
Jego życie odbiło się głębokimi ranami na psychice. To jest coś, co można zobaczyć w oczach. Bezustanna walka, ból... Są chwile, gdy on tę walkę przegrywa. Wtedy aż strach spotkać go po nocy.
Rzadko bywa szczęśliwy. Jeszcze rzadziej to pokazuje. Ogółem ma problemy z wyrażaniem uczuć.
To chyba tyle. Więcej o nim rzec nie można.

E K W I P U N E K:
Co nosi przy sobie taki Sergey? Co zebrał podczas swej tułaczki? Obrożę. Pilota. Coś więcej? Nie. Wpajano mu, że nie wolno dotykać martwego mięsa, nie zbierał więc kości. Nie ma nic, czym mógłby zapłacić.

C O Ś W I Ę C E J:
O, tu zrobi się interesująco. I na wszystko to jest oczywiście pozwolenie.
- Wysuwane pazury, coś na kształt kocich.
- Odporność na trucizny, środki usypiające etc.
- Szybkie gojenie się ran.
- Widzenie w ciemności.
- Rzadko się zdarzające kocie lub psie odruchy.
- Masochizm.


A T R Y B U T:
Siła, zwinność, wytrzymałość... Posiada raczej wszystkie. Lecz jest jeden, który trenował dłużej, co noc. Jest to wytrzymałość.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alastair
Latająca Alfa Ognia


Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 3212
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Samiec

PostWysłany: Nie 21:52, 16 Lut 2014 Temat postu:

Pamiętaj tylko, iż 'naprawdę' piszemy razem ;) .
Poza tym akceptuję, z czystym sumieniem i życzę udanej zabawy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Forum O wilkach Strona Główna -> Karty Postaci / Wataha Ognia / Karty Zaakceptowane [WO] Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin