Sekai
Dorosły
Dołączył: 18 Cze 2010
Posty: 1064
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Czw 12:11, 15 Lip 2010 Temat postu: Gothic by Sekai (opowiadanie!) |
|
Pewnie nie którzy grali w Gothica.I wiedzą o co chodzi w tej grze.Lecz dla tych którzy nie wiedzą..napisze streszczenie..a później moje arcydzieło!^^
W skrócie o grze^^
Gothic 1 jest bardzo dobrą grą, grę wymyślili Niemcy ale na szczęście gra jest dostępna po Polsku. Grę się przechodzi średnio w jedne miesiąc, celem gry jest wcielić się w postać pewnego skazańca, skazaniec trafia do koloni nad tą kolonią znajduje się bariera, magowie starają się ją zniszczyć, tytułowy bezimienny zostaje przyjęty do starego obozu. W późniejszym czasie zdradza ten obóz i pomaga nowemu obozowi, wkrótce musi pokonać
bożka który nazywa się śniący, śniący okazuje się podłym demonem. Po zgładzeniu śniącego gra się kończy.
i oczywiście moje dziełko zapraszam do czytania!
Gothic I
r.1 Witamy w Kolonii Najaranej
Po wojnie orków z ludźmi magnata Gomeza do kolonii dostało się wielu skazańców (nie wiadomo zresztą, dlaczego i skąd). Wrzucano ich po kolei za barierę, czyli ogromną półkulę stworzoną przez dziurę ozonową. Jeden z nich, zwany PomagającympóźniejnajemnikomiwieluinnymludziomwrazzeświramizsektyisamymGomezem (zbyt długie imię, dlatego będę go nazywał po prostu Bezimienny), podczas czytania wyroku przez sędziego prawie usypiał. Nagle zjawił się ni stąd ni z owąd Xardas.
- Głupcze! Leniu patentowany! Ja tu czekam na Oko Innosa i Szpon Beliara a ty... a ty... jeszcze nie zacząłeś gry!
- Dokładnie! Nawet (jak zapewne zauważyłeś, bystrzaku) nie zostałem zrzucony za barierę! A poza tym to jest początek Gothic''a 1 a Oko Innosa zdobywam pod koniec Gothic''a 2, nie mówiąc już o Szponie Beliara z końca Nocy Kruka! - wycedził przez zęby Bezimienny
- Aha! Jeśli to prawda, spotkamy się w mojej wieży za kilka dni.
Po czym, zamiast jasnego promienia, którym pojawia się przy teleportowaniu, buchnęły kłęby czarnego dymu i Xardas spadł za barierę.
- Co za idiota! - pomyślał sobie Bezimienny i zakrztusił się dymem, po czym również wpadł za barierę.
Ale nie zleciał na sam dół - upadł na jakieś małe wzniesienie. Stamtąd widział Xardasa, któremu najemnik o imieniu Butch dał właśnie mocnego kopa.
- Zostawcie mnie! - krzyknął - Jestem Xardas Nekromanta!
- Aha. Diego! Cofnij się, to jakiś Sardas a nie... no, mniejsza z jego imieniem! Ty jeszcze nie wchodzisz.
- Och! - powiedział wyraźnie zawiedziony Diego i cofnął się.
Wtedy Bezimienny wstał i szedł powoli (żeby nie wpaść do wody) w kierunku drzwi z napisem EXIT. Nagle za nim pojawił się Xardas i potykając się o kamień wpadł na niego, przez co obaj wpadli do wody.
- To Bezimienny! Jemu mamy dać kopa! - powiedział Butch i kopnął Xardasa mocno w twarz.
- AAAAAAA!!! - wrzasnął z bólu Xardas
- To nie ten matole! To ten obok! - rzekł stojący obok niego Torlof.
- Aha! - po czym kopnął z całej siły Bezimiennego.
- Ała! - krzyknął Bezimienny.
"Nagle" przyszedł Diego.
- No już! Rozejść się!!! - i mówiąc dalej (cały czas szedł) pośliznął się na chrząszczu, przez co on i najemnicy wpadli do wody.
Butch wstał pierwszy i wyruszył w drogę do Nowego Obozu, bo nie chciał pracować z dałnami. Kiedy wszedł za górę coś walnęło, wszyscy usłyszeli głuchy jęk, i walenie ciężkiego pancerza o ziemię. Wtem zza góry wyturlał się Butch i wpadł do wody. Chcąc zobaczyć co się stało, Diego rzucił z całej siły kamieniem w kierunku, gdzie usłyszeli walnięcie, ale niestety - chybił. Trafił w Butcha, który znów był w pozycji stojącej i teraz wpadł przez siłę uderzenia kamienia na Torlofa, przez co obaj przewrócili się w wodę. W tych zamieszkach Bezimienny poszedł w stronę Starego Obozu. Po drodze spotkał ścierwojada, którego zabił (nie pytajcie w jaki sposób, a jeśli musicie wiedzieć - zagryzł go), zjadł i z jego dzioba, pazurów i zębów (?) zrobił pancerz (tyle, że zamiast młotka użył kości po mięsie). Ruszył dalej w stronę Obozu, a za sobą ciągle słyszał chlupanie wody i krzyki. Zobaczył jakąś bramę a na nich dwóch ludzi w lśniących, rubinowo-czerwono-srebrno-siwo-biało-czarno-fioletowo-burych zbrojach, którzy siedzieli przy stole, palili skręty, grali w Makao dwiema kartami (dwójką i dżokerem) i jechali ryżówką na sto metrów. Nawet nie zauważyli, jak Bezimienny wszedł do nich na górę, okradł skrzynię i poszedł dalej do Starego Obozu. Po drodze zauważył obrzygany kilof, który śmierdział na kilometr moczem. Wytarł go o trawę, umył w swoich własnych ślinach :P i zebrał rosnące wokoło jagody-bardzo-trujące. Dalej na prawo zauważył dwóch schlanych najemników, Draxa i gościa, którego trudno poznać po zabłoconej i umazanej gnojem twarzy. Prosili o piwo, w zamian za nauczenie oprawiania zwierzyny. Dał im więc piwo, które dostał od sędziego (nie wiadomo dlaczego) jeszcze przed wrzuceniem za barierę. Obok nich znalazł zardzewiały, krótki i wyszczerbiony miecz, który wziął i włożył za pas. Był już przy bramie, ale strażnicy nie chcieli go wpuścić, bo śmierdział. Poradzili mu, by poszedł od bramy na wschód (nasz bohater nie zna kierunków) a dotrze do Obozu Sekty. Poszedł więc na chybił trafił, a traf chciał, że poszedł w zupełnie innym kierunku. Po wielu dniach tułaczki, pokrwawiony, głodny i spragniony zauważył dwóch ludzi stojących przy bramie. Nie chcieli go, tak jak w Starym Obozie wpuścić do środka, bo był cały w kawałkach ścierwojada (mówili o jego pięknej, wspaniałej zbroi). Poradzili mu, by poszedł w stronę Starego Obozu, potem jeszcze dwa razy tyle do przodu, plus dwadzieścia kilometrów w lewo, a na pewno dojdzie do Sekciarzy.
- Eee... dzięki... - wykrzsztusił załamany Bezimienny Udał się w stronę, którą pokazał mu człowiek śmierdzący tanim alkoholem. Po około miesiącu doszedł na górę, z której widział Obóz Sekty. Miał tylko jeden problem - jedyną drogą do niego był wodospad. Kiedy już miał skoczyć, pojawił się Xardas.
- Kiedy będziesz w mojej wieży? - spytał wyraźnie zniecierpliwiony.
- Ale ja jeszcze nie dołączyłem do żadnego obozu!
- Och! To co ty robiłeś przez cały ten czas?
- Mniejsza z tym. Dobrze, że mnie zatrzymałeś, bo już miałem wskoczyć w ten wodospad. - powiedział Bezimienny
- Aha. Dobra, trzymaj się, czekam cały czas.
I znowu Xardas zamiast się teleportować wywołał przypadkowo kłęby czarnego dymu. Nasz bohater znów się zakrzsztusił i znów wpadł na dół, tyle że nie za barierę, a do wodospadu. Xardas krzyknął tylko słowa przeprosin, a Bezimienny zaciskając zęby i oczy, płynął szybko z nurtem. Nagle poczuł, że uderza z całej siły głową o coś twardego, co okazało się butem Strażnika Świątynnego. Stracił przytomność.
Otworzył oczy i leżał na brzegu. Nad nim stał jakiś facet z pomazaną twarzą, zgolony na łyso, a obok niego ktoś ścinał kilofem drzewo. Wstał i to co zobaczył, było co najmniej dziwne - znajdował się na jakimś placu, gdzie ludzie z takimi rysunkami na twarzy oddawali cześć jakiemuś chyba guru, który też miał pomazaną twarz. Na przeciwko niego była świątynia, a zewsząd dochodził zapach palonych skrętów. I dopiero teraz domyślił się, że jest w obozie sekty. Nagle wszyscy ludzie, i w zbrojach, i szatach, i w przepaskach przyszli przed podwyższenie przyświątynne. Tam wyszedł jakiś facet w zbroi magnata.
- Musimy przejąć Wolną Kopalnię, bo... co się tak gapicie na mnie?
- Jesteś w Obozie Sekty, synu - powiedział jeden z Guru
- CO TY POWIEDZIAŁEŚ?! SYNU?!!! JA CI ZARAZ DAM SYNA! - i rzucił się na Guru z pięściami.
Trwała walka, którą przerwał Y''berion, zamierzający przyzwać Śniącego. Jak ją zakończył? Wyjął z kieszeni kamień i rzucił w Guru.
- Ups! - powiedział, bo chciał trafić magnata, ale miał problemy ze wzrokiem.
Wszyscy podczas walki krzyczeli "tak, pokaż mu!", ale nie wiadomo, do kogo to konkretnie było. Tak więc magnat wrzeszcząc i wymachując rękami zaczął uciekać na bagno, by zabić zbieraczy bagiennego ziela. Udało by mu się to, gdyby koleś z kilofem nie ściął drzewa, i gdyby to drzewo nie runęło wprost na magnata. Tak więc leżał przygnieciony, a wracający zbieracze szli po drzewie, bo myśleli, że to jest jakiś most. Ale wracając do Y''beriona i ludu - Y''berion właśnie zaczął wypowiadać słowa przywołania, gdy tuż za nim pojawił się Xardas.
- WRRRRR!!! Już ja powiem temu Saturasowi, co myślę o jego żartach w stylu dania nieprawidłowego teleportu. Miał mnie przenieść do Magów Ognia a nie do Sekty! - krzyczał i nagle buchnęły kłęby czarnego dymu. Y''berion spadł z podwyższenia, po drodze mając wizję orka. I leżał martwy oraz połamany, a wszyscy wrócili do swoich codziennych zajęć. I tak przyszedł Cor Kalom, który, najarany, objął stanowisko Y''beriona. Od razu mianował naszego bohatera Strażnikiem Świątynnym i dał "Bardzo, Bardzo, Ale Tak Naprawdę Bardzo Mocno Ciężką Zbroję Strażnika Świątynnego". Ale nasz bohater i tak nosił potem zbroję ze ścierwojada.
Innym razem dodam r.2.to tak na początek ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|